Islandia kamperem – mapa campingów, nocowanie na dziko, przepisy
Wolno? Nie wolno? Internetowe fora miłośników tanich podróży pełne są sprzecznych informacji, a strony rządowe nie ułatwiają zrozumienia sytuacji. Islandia kamperem to sposób tańszego podróżowania po znanej z wysokich cen wyspie. Nocowanie na dziko w islandzkim plenerze jest uznawane za ogromną atrakcję, ale czy to jest legalne?
Islandia kamperem to marzenie wielu podróżników. Ale nie ma chyba sprawy, która tak bardzo obnażałaby różnice kulturowe pomiędzy nami – przybyszami z Europy Środkowej, a Islandczykami. Nocowanie na dziko to zawsze była część życia wyspiarzy. Nie z jakiejś wyjątkowej odrazy do hoteli i pensjonatów, co ze zwykłej konieczności. Do II Wojny Światowej większość mieszkańców żyła na odległych farmach i niewielkich osadach rozrzuconych na wybrzeżu wokół Islandii. Ludzie jak tylko mogli unikali podróży morskich po niebezpiecznym północnym Atlantyku. A system dróg łączących farmy i miasteczka, prowadził przez pustkowia i góry. Nocowanie na dziko było zwyczajnym, wcale nie romantycznym, elementem każdej dalszej wyprawy do miasta, w sprawach biznesowych, urzędowych, czy rodzinnych. Z czasem wykształcił się niepisany kodeks postępowania. Islandczycy wiedzieli jak się zachować, by ich pobyt nie był dla nikogo ciężarem. A potem zaczęła się masowa turystyka i wszystko się zmieniło.
Islandia kamperem – dobry czy zły pomysł?
Ale nie od razu. I stąd wśród podróżników, którzy pamiętają wyprawy z namiotem czy kamperem na Islandię przed 2017 rokiem, tak rozpowszechniona jest opinia, że „przecież wszystko wolno”. To tylko w połowie prawda. Do momentu zmiany prawa, które wprowadziło mocne restrykcje jeśli chodzi o nocowanie na dziko, obowiązywały zwyczajowe ograniczenia, których turyści spoza krajów nordyckich ani nie rozumieli, ani nie uznawali za stosowne respektować.
Dla Islandczyków nie do pomyślenia byłoby rozstawienie namiotu czy rozpalenie ogniska na czyjejś posesji, bez zapytania właściciela ziemi o pozwolenie. Pozostawienie śmieci nie mieściłoby im się w głowie. Deptanie trawy czy niszczenie mchu – tego słynnego islandzkiego mchu, który rośnie przez siedemdziesiąt lat – to były rzeczy niespotykane na Islandii w epoce „przedturystycznej”.
Interaktywna mapa campingów na Islandii (kliknij w mapkę żeby otworzyć)
Spotykając się, na swojej własnej ziemi z takim barbarzyństwem, Islandczycy zaczęli wprowadzać ograniczenia. Ale – jak na nordyckie społeczeństwo przystało – wciąż jest wyczuwalna awersja do jednoznacznych kodeksów z listą zakazów. Bo przecież trudno do jednego worka wrzucić samotnego rowerzystę, który przemierza setki kilometrów islandzkich pustkowi i rodzinę poruszającą się przez Islandię kamperem wielkości średniego autobusu. Dla rowerzysty czy piechura, możliwość rozbicia namiotu i przeczekania burzy czy przespanie nocy, może być sprawą życia i śmierci. Pasażerowie kampera w większości przypadków mogą bez problemu dotrzeć przed nocą do jednego ze 170 kempingów rozsianych po całej wyspie. Generalnie Islandczycy chcieliby, żeby ci, którzy mają taką możliwość, noce spędzali na kempingach, pozostawiając nocowanie na dziko tylko tym, którzy nie są w stanie dojechać do kempingu. Ale jak to ująć w ramy prawne, by uniknąć dyskusji z turystami, którzy mają gdzieś normy zwyczajowe i są skłonni podporządkować się tylko przepisom uchwalonym przez władzę i twardo egzekwowanym za pomocą policyjnych patroli?
Na północy łatwiej, na południu trudniej
Najostrzejsze przepisy dotyczą najczęściej odwiedzanych przez turystów południowych prowincji. Nocowanie na dziko stało się tam zakazane. Dotyczy to zarówno rozstawiania namiotów, jak i nocowania w kamperze na dziko. Nie można również biwakować poza wyznaczonymi kempingami w trzech islandzkich parkach narodowych: Parku Narodowym Þingvellir, Parku Narodowym Vatnajökull lub Parku Narodowym Snæfellsjökull. Jeśli jednak ktoś cieszy się, że słabiej zaludniona północ wyspy pozostała rajem dla wrogów płacenia za noc na kempingu równowartości hamburgera z frytkami w przydrożnym barze, to się może nieprzyjemnie zdziwić. Bo na północy sprawę oddano do decyzji lokalnym samorządom. A te podejmują własne uchwały, raz takie, raz inne. A bywa, że decyzje się zmieniają, w zależności od tego czy do władzy dochodzą zwolennicy zaostrzania, czy luzowania prawa.
Teoretycznie, można na jedną noc, za darmo rozbić namiot na dowolnym terenie publicznym, który nie jest ziemią uprawną. Ale tylko wtedy, jeśli w pobliżu nie ma kempingu lub wyznaczonych parkingów z miejscami dla kamperów. A co to znaczy „w pobliżu”? A poza tym skąd mamy wiedzieć, że ziemia jest własnością publiczną, a nie prywatną? Bo na prywatnej ziemi możemy zanocować jedynie za zgodą właściciela. A jeśli właściciel jest setki kilometrów dalej, bo mieszka w Reykjaviku? I jak taka zgoda ma wyglądać, by przekonać patrol policji, który zatrzyma się obok naszego kampera o trzeciej nad ranem, że wszystko jest legalne i nie należy nam się mandat? Na ziemie należące do państwa, możemy dotrzeć wjeżdżając głęboko w islandzki interior, gdzie pomiędzy lodowcami piętrzą się posępne wulkaniczne pustkowia. Tylko, że dojazd tam wymaga mocnych samochodów 4×4. Mamy taki samochód? Fajnie! Ale off-road na Islandii jest zabroniony. Możemy się poruszać tylko wyznaczonymi drogami. I tu często kółko się zamyka, bo drogi powstały „po coś” – najczęściej, żeby połączyć odległe farmy, czy ziemie prywatnych właścicieli.
Podsumowując: Islandia kamperem to wspaniała przygoda. A nocowanie na dziko na Islandii jest możliwe, ale jeśli chcemy uniknąć kłopotów, przepychanek z policją, negocjacji z właścicielami prywatnych gruntów, czy pracowitego studiowania lokalnych przepisów w gminach, w których chcemy się zatrzymać, to naprawdę lepiej jest skorzystać ze świetnej infrastruktury kempingowej. W perspektywie całego kosztu wyprawy na Islandię, to wydatek niemal niezauważalny. Znajdziemy na nich zawsze ciepłą wodę, kuchnię i czyste toalety. A odwiedzenie wszystkich 170 kempingów to i tak pomysł na kilkadziesiąt urlopów na wyspie Ognia i Lodu.